niedziela, 27 maja 2012

Mój poród....droga przez ból,gdzie metą było największe Szczeście

Mam chwilkę więc zacznę pisać jak to było......Będzie chaotycznie - wybaczcie,ale czas i Synuś nie pozwalają mi na skupienie i spokojne pisanie ;-)




8maja godzina 4:10 obudziłam się ponieważ poczułam mokro w piżamie,sprawdzam a tu sporo wody.Pierwsza moja myśl " o kurwa chyba mi wody odeszły". Budzę mojego D. i mówię:
-Ja: Misiu chyba mi wody odeszły ( D . się zerwał nie wiedząc co i jak!)
-D: co ja mam robić? ? ?
-Ja: podaj mi ręcznik! !
Poszłam do łazienki a tam cieknie ze mnie.... D. przyszedł do mnie i zaczęliśmy się zastanawiać "co dalej?".
Jechać na szpital?Nie-bo i tak Nas odeślą do domu bo skurczy ,ani nic nie mam.Decyzja : idziemy dalej spać (D. o 5pobudka do pracy),jeśli się zacznie coś dziać to będziemy działać.Ja nie mogłam już zasnąć bo ciągle myślałam kiedy się zacznie i jak to się zacznie....:)


D.wstał już do pracy,pojechał...... Ja leżałam w łóżku cały czas i czułam co jakiś czas jak wody mi lecą więc co chwilę zmieniałam sobie tylko ręcznik.
Przyszło już prawie południe, po rozmowach z moimi internetowymi koleżankami ,które stwierdziły że jak wody mi odeszły to powinnam jechać do szpitala itd. więc zadzwoniłam do D. powiedziałam mu żeby zadzwonił na szpital i powiedział,że odeszły mi wody i co dalej mamy robić.
Pani ze szpitala powiedziała,że możemy przyjechać,żeby mnie przebadać itd. Więc D. zwolnił sie z pracy przyjechał po mnie i pojechaliśmy.
Na miejscu położna mnie zbadała,powiedziała że jeszcze troszkę wód mam,rozwarcia nie mam- więc jeśli przez noc nic mnie nie złapie to mam się na drugie dzień (9maja -1termin porodu) zgłosić do nich na godzinę 8:00 i wywołają mi poród.!
Wróciliśmy do domku a popołudniu pojechaliśmy po moją mamusię na lotnisko. Nic a nic się nie ruszyło,zero skurczy,zero czegokolwiek , poszliśmy spać.....


9MAJA pobudka przed 7:00 żeby się ogarnąć ,zjeść śniadanko i jedziemy : Ja ,Damian i Mamcia.


Zawitaliśmy na oddział,zaprowadzili Nas na sale gdzie mnie podpięli pod KTG aby sprawdzić serduszko Synka i czy mam jakieś skurcze.
Położna zbadała ciśnienie itd. przeprowadziła badanie (troszkę bolało) powiedziała,że muszę poczekać na swoją sale na której będę rodzić, na której dadzą mi jakiś żel który przyspieszy mi poród ,wywoła skurcze itp. Kazała mi chodzić i jeszcze raz chodzić.
Tak więc Ja ,Damian i Mamcia spacerowaliśmy sobie długim korytarzem szpitalnym....Mnie nic nie ruszało!Wróciłam na salę,poleżałam troszkę,znów przyszła położna patrzeć na ktg - jak serduszko,jak moje skurcze. skurczy brak,serduszko b.dobrze;-)Więc idziemy spacerować dalej....
Powoli z czasem zaczęły mnie łapać lekkie skurcze co 7-8minut ale nie były one bardzo bolesne.
Od tego chodzenia już się zmęczyłam i wróciłam na sale....Przyszła położna i powiedziała,że sala na mnie już czeka,więc zebraliśmy swoje manatki i poszliśmy za położną.


Sala duża,przestrzenna z łazienką itd. cała aparatura,łóżko z podstawkami na nogi itd. heh w pewnym momencie wzieło mnie lekkie przerażenie gdy pomyślałam " ja niebawem na tym łóżku będę rodzić!!"
 Około godziny 17 leżałam już na łóżeczku,przyszła nowa położna,która znów mnie przebadała,zmierzyła ciśnienie,podpieła ktg ,zbadała mnie na dole -rozwarcie na 3cm. No nic czekamy.....
W końcu stwierdzili ,że być może dam radę urodzić sama bez żelu....
Położna była bardzo miła dziewczyna ( dziewczyna bo nie miała więcej niż maax 26/27lat) wypytała mnie o wszystko, czy chce znieczulenie itd. Oczywiście powiedziałam,że nie chcę że chcę rodzić naturalnie.
Bardzooo byłam ciekawa jak to jest,jaki to jest na prawdę ból ....


W końcu podłączyli mi kroplówkę na wywołanie skurczy, dostałam jej 8ml gdzie 1ml miał "schodzić" przez 1h czyli ogólnie miałam mieć podłączoną kroplówkę na 8h i położne stwierdziły,że do ranna powinnam urodzić.Dostałam gaz,który miałam używać jak tylko będę czuła że nadchodzi skurcz.;)
Położna zaglądała do mnie co 10minut i sprawdzała czy pojawiają się jakieś skurcze i zaczęła mi podkręcać kroplówkę coraz częściej.....


Około 19 zaczęłam już odczuwać skurcze częściej i z czasem coraz bardziej bolesne.
Po użyciu gazu ,który bólu niestety w ogóle nie uśnieża,ale sprawia że człowiek czuje się jak na jakimś haju i zaczyna mieć śmiechawkę- było chwilę śmiesznie na sali.
Leżąc i czekając na skurcz,a razem ze mną mama i Damian- nagle słyszymy zza ściany krzyk kobiety,która rodziła... Ja postawiłam oczy,spojrzałam tylko na mamę i mówię " zaraz ja tak będę pewnie drzeć japę z bólu" mama się zaśmiała a ja razem z nią i załączyła mi się głupawka śmiechu! Nie mogłam się powstrzymać,śmiałam się tak że aż się zapowietrzałam he he!Położna biedna nie wiedziała z czego tak brechtam i sobie wyszła.
Mam nawet filmik nakręcony w telefonie przez mojego D. jak mnie złapał napad śmiechu he he;)!


Ok- wracamy na ziemię ,czas ucieka a skurcze coraz mocniejsze..... Wiedziałam w którym momencie przyjdzie skurcz.bo z każdym skurczem serduszko mojego Olusia zaczynało bić szybciej.
D. już zaczął mi masować krzyż-bo niestety ,ale bóle miałam też z krzyża....


Wróciła do Nas położna,która podkręciła mi kroplówkę na 8ml i od tej pory się zaczęła jazda.!


Skurcze co 2-3minuty każdy jeden skurcz wdychałam ten gaz,ale z czasem zaczął mnie on drażnić ponieważ wysuszał mi bardzo usta i gardło. Każdy następny skurcz zaczynałam już stękać i jęczeć powoli....
Położna znów mnie przebadała (bolało to już jak cholerka,ale mus to mus;/)stwierdziła,że mam rozwarcie na 7cm wiec czekamy niby do 10cm.


UWAGA TERAZ BĘDZIE NIEMIŁO ;/
Zaczęło mnie cisnąć w tyłku ! Mówię do mamy,że muszę do WC- a mama do mnie " to są skurcze parte dlatego wydaje Ci się,że Ci się chce kupę,ale to dziecko się napina" ,więc Jej mówię,to nie dziecko ja muszę na wc!! A Oni nic!
No i takim oto sposobem narobiłam pod siebie (tutaj niestety nikt mi nie zrobił ani lewatywy ani nic w tym stylu) z nerwów i bólu i wstydu zaczęłam płakać -dobrze,że położnej nie było wtedy na sali, mama szybko sprzątnęła wszystko itd. ale i tak mi było wstyd.


Ja jeszcze głupia leżac na wcześniejszej sali zapomniałam się i zjadłam 2 banany - a ja  po bananach sadzę bąki hahaha :D ! Więc wszystko zebrało mi się na raz! :P No ,ale cóż 'zdarza się' lol !
Poszłam do wc raz jeszcze,ale tym razem na siusiu - myślałam,że nie wstanę z wc bo miałam skurcz co chwila ledwo co doszłam do łóżka.
Po 21 zaczęłam mieć już takie skurcze ,że już nie dawałam rady,płakałam z bólu! I  w pewnym momencie poczułam,że już muszę przeć ,przyszła położna i się  mnie pyta czy chcę przeć a ja ,że TAK !!! Kazała mi się położyć na boku - niby miało mi to pomóc i troszeczkę zmniejszyć ból -pfff dupa! Ból przez to miałam jeszcze większy i w ogóle mi to nie pomogło,wręcz przeciwnie-utrudniało mi wszystko....więc się przekręciłam na plecy....  Przestałam wdychać ten gaz bo już mi nic a nic nie pomagał a tylko wkurwiał!:D
A ta położna do mnie,żebym wdychała go... Myślę " co za sukaa mówię,że nie chce" ale ok wdychnęłam i znów odstawiłam.! I moja cudowna mamcia za ten gaz i mi go do buzi zaczęła przytykać i niestety oberwało się Jej!;/ Ja w bólu - gaz mnie wkurwiał a ona mi go wciska na siłę... Krzyknęłam kilka słów i mamcia zabrała gaz;P !


I zaczęłam przeć na maxa!
Nie mogłam normalnie wypchnąć mojego Szkrabika hehe- ból o ja pierdole! :O !!
W pewnym momencie już nie wytrzymałam i powiedziałam,że chcę znieczulenie!!! Chciałam  epidural w kręgosłup -mówię to położnej a moja mama sie odzywa" NIE!!"  nOSZ kurwa to ja rodzę czy Ty Mamo.?!Mnie boli czy Ciebie?!........Moja mama nastawiona anty epiduralowo ponieważ bratowa miała też znieczulenie w PL w kręgosłup i do tej pory ja boli kręgosłup itd. i mama się bała,że ja w bólu ruszę sie i źle mi się wbija igłą i mi uszkodzą coś.... OK więc powiedziałam,że chce ten jakiś zastrzyk ,ale położna stwierdziła,że nie zawsze on pomaga - ale mimo to mówię, dawać bo jebnę tu!
I co sie okazało ? Nie zdążyłam dostać żadnego znieczulenia więc rodziłam  100% naturalnie bez wód płodowych już,czyli :ja sobie tak mówię,że rodziłam 'na suchara" eheheh :P
Parłam,parłam....darłam się w niebo głosy- hehe pewnie cała porodówka mnie słyszała,ale jak krzyczałam to było mi lepiej....
Najbardziej wkurzające było to ,że czujesz już główkę że zaraz wyskoczy a tu co ?Kończą Ci się siły do wypychania i chwila przerwy i od nowa.... Bosheee myślałam,że nie wyjdzie ten mój Syn!;))


Aż w końcu po wieeelkich krzykach na prawdę! Wyszła główka.... chwila odpoczynku i znów dalej przeć!
I o godzinie 21:48 wyparłam Moje NAJWIĘKSZE SZCZĘŚCIE OLIVIERKA-odrazu położyli mi Go na piersi,był taki cudowny,śliczny,dużee oczka ah- i po chwili usłyszałam Jego głos...Przytuliłam mocno,całowałam ile mogłam- nikt mi go nie zabierał, to była tylko NASZA wspólna pierwsza chwila- ciałem do ciała.....Później zabrali Go na wagę itd.ale cały czas Go widziałam i obserwowałam.
Synka ważyli,mierzyli a ja urodziłam łożysko bardzo szybciutko w 5sekund dosłownie.


Poród piękny i bardzoo bolący moment życia! Po porodzie stwierdziłam,że nigdy więcej nie urodzę bez znieczulenia..... Dziś po ponad 2 tygodniach zdanie powoli mi się chyba zmienia,ale jak będzie na prawdę to się okaże za.......hmm myślę ,że ok 2 lata;-)
Mówią,że gdy kładą Ci dziecko na pierś to zapominasz o całym bólu- hmm to ja chyba jestem jakaś inna ,bo ja o tym bólu nie zapomniałam... ;/ cieszyłam się dzieckiem,płakałam ale ból odczuwałam jeszcze w kroczu.


Pochwalić się też mogę ,że  ani mnie nie nacinali, ani nie pękłam!!! ;)Więc ufff....


Tatuś- był również bardzo dzielny,masował mi plecy kiedy chciałam,drażnił mnie czasami- ale wszystko w koło mnie drażniło momentami,więc.....
Kazałam mu pilnować Olusia jak się urodzi,żeby mu nikt nic nie zrobił.!;-)
Tatuś oczywiście przeciął pępowinę ! I gdy synek już wychodził z mamusi tatuś trzymał mi jedną nogę i obserwował co się tam dzieje,drugą nogę trzymała mi mama- Ona też była bardzo dzielna i widziałam jak przeżywała razem ze mną mój ból- bo Ona sama rodziła 3 razy naturalnie bez znieczuleń więc wiedziała jak mnie boli.
Tatuś jak Oluś tylko wyszedł cyknął kilka fotek jak to wszystko tam wygląda/wyglądało- sama chciałam. Zatrzymam je tylko i wyłącznie dla siebie.....


Bardzo jestem im wdzięczna,że byli ze mną w takim momencie i mnie wspierali i nawet,że mnie momentami denerwowali hehe.
Położne były w szoku,że tak szybko urodziłam, bo One były przekonane,że do rana będę rodzić-a tu ciach bach 21:48 i po wszystkim...... One myślały również,że ja pękłam w środku i chciały szyć
,ale sprawdziły i okazało się że nie ma takiej potrzeby! ;-)




Mój Synek to terminowy chłopak;-) I urodził się w swoim pierwszym terminie.!;)
Olivierek- jest spokojnym i grzecznym dzieciątkiem,daje mamusi pospać w nocy i w ogóle-NA PRAWDĘ NIE MOGĘ NARZEKAĆ -MAM ZŁOTE DZIECKO!!! I KOCHAM GO NAJBARDZIEJ I NAJMOCNIEJ NA ŚWIECIE.!
Właśnie sobie śpiocha koło mnie słodko,więc ja na szybkości dopadłam się do pisania- wybaczcie,że tak chaotycznie...!



czwartek, 17 maja 2012

Olivierek jest już z Nami

9 MAJA 2012

przyszedł na świat Mój Największy SKARB- Syn OLIVIER...!

Waga 3048 i 52cm !
Jest prze kochanym,przesłodkim i przecudownym dzieckiem! 
Uszczęśliwił mnie swoimi narodzinami jak nikt inny dotąd NICZYM!
Więcej napiszę jak będę miała więcej wolnego czasu, bo teraz cały czas poświęcam Mojemu Skarbeńkowi!




Przedstawiam Wam Mojego Synka:




poniedziałek, 7 maja 2012

Kącik Olivierka

Tatuś w końcu kupił łóżeczko, złożył a mamusia przygotowała Ci Synku pościel i całą resztę.
Wszystko dla Ciebie,wszystko czeka na Ciebie......
Zrobiliśmy też w sobotę ostatnie zakupy dla Ciebie: karuzelę,kosmetyki i kilka innych pierdółek.

Teraz siedzę już w łóżku , a obok niego stoi Twoje łóżeczko -jeszcze puste,ale za kilka dni będziesz sobie  Ty w nim słodko spał, a ja będę Cię obserwować,przyglądać się i podziwiać .... Nie dowierzając ,że mam tak blisko swoje wielkie szczęście Ciebie!:*
Razem z tatą nie możemy się Ciebie doczekać ....
Śmiejemy się z tatą,że zanim się urodzisz to Twoja karuzela przestanie grać. :P Bo razem z tatą lubimy ją sobie nakręcić żeby grała..... ;-)



Czekamy . . . . . 

Mama i Tata :*



Wizyta u położnej

Ten wpis powinnam napisać kilka dni temu,ale teraz mnie wzięło na nadrabianie.


Długoooo wyczekiwałam wizyty u midwife !  W związku z Naszą przeprowadzką itd ciągle sie to przeciągało,ciągle coś było nie tak! 
W końcu sie udało- ale oczywiście nie obyło sie bez "problemików".

3maja siedzę sobie na dole patrzę listonosz idzie w Naszą stronę, wrzucił do skrzynki listy- więc poszłam zobaczyć co przyniósł. LIST ZE SZPITALA- myślę sobię :"wow no w końcu!!"
Otwieram ,czytam - a tam,że zapraszają mnie na spotkanko z midwife 3maja o godzinie 12:30 !

Patrzę na kalendarz, patrzę na zegarek i co widzę ?! 3maja  godzinę  prawie,że 14:00!!!
Myślę sobie "kuźwa to chyba jakiś żart!!" Oczywiście się wkurzyłam jak nie wiem!Dzwonię do Mojego D. i mu mówię, On też się lekko wkurzył - zadzwoniliśmy tam na numer który był podany w liście i powiedzieliśmy co i jak ,że dostałam list przed chwilą i już jest za późno żebym przyjechała itd. i położna przełożyła Nam spotkanie na następny dzień na 9:30!
Całe szczęście mój D. pojechał tam ze mną ( do pracy pojechał na późniejszą godzinę-ahh dobrze,że ma wyrozumiałe szefostwo!) bo ja bym sama nie doszła tam za chiny  ! ! !
Zajechaliśmy tam- i byłam miło zaskoczona bo położna SUPER BABKA!!!Nie to samo co tamta czarna wrr!

Powiedziałam Jej co i jak, Ona ze mną porozmawiała ,zmierzyła ciśnienie, sprawdziła wyniki badań które robili mi w GP (krew+ mocz) pomacała brzusio itd. I wszystko jest OK!
Poza jednym.... Mam bardzo bolesny ucisk z tyłu pleców koło krzyża z lewej strony,który nasila sie przy każdym ruchu moje nogi gdy chodzę! I chodząc po prostu "kuśtykam" bo nie dam rady iść inaczej - bo boli!:(
Ona widząc mnie pierwsze co zapytała co się stało,więc Jej powiedziałam,że mam ból tu i ówdzie itd.

Pani była na tyle miła,że stwierdziła że Synuś jest na tyle już duży i dobrze rozwinięty ,że śmiało mogę już Go urodzić -więc zadzwoniła do szpitala u umówiła mnie na wizytę na czwartek 


(10maja) na 15:30




i tam mnie zbadają zrobią  scan i co najlepsze PRAWDOPODOBNIE WYWOŁAJĄ MI JUŻ PORÓD ŻEBYM SIE NIE MĘCZYŁA !!!!:D:D:D: <juuupii> !!

Byłam w szoku gdy to usłyszałam!:) I powiem Wam,że jakoś nie do końca do mnie to dociera,że już w czwartek mogę mieć  swoją KRUSZYNKĘ przy sobie!!:)
Więc teraz byle do czwartku i jedziemy.... Już oczywiście z torbą szpitalną itd.!:-) Ah! 

Wyniki mojej krwi sie poprawiły więc  skończyłam już łykać tabletki,mocz też okazał się ok!
Ehh pierwszy termin mija Nam 9maja;) Ale nic sie chyba nie wydarzy tego dnia,ani wcześniej.....

Drugi zaś 18maja i Pani powiedziała,żebym się 3mała tego terminu więc OK!
No ale mam nadzieję,że na prawdę w ten czwartek lekarz mi powie,że koniec moich męczarni i zobaczę już swojego SYNKA!!!
Doczekać się nie mogę...Radość jest nie do opisania,ale i z drugiej strony jak tak siedziałam i czekałam na poród z dnia na dzień czułam się bardziej na luzie, a teraz jak wiem, że już w czwartek będę w szpitalu i tam przyjdzie moment ,że zacznie się ból itd. to troszkę mnie to jakoś tak...hmm "czuję lekki zapach strachu" :D hahaa ! 
Mimo to - i tak się cieszę.!

Więc 3majcie kciukasy za Nas w czwartek,aby wszystko poszło po mojej myśli i żebym ze szpitala wyszła już rozpakowana z Moim Synkiem w ramionach!



Nasze ostatnie wspólne tygodnie z brzusiem :


















Mamusia przylatuje!

Dziś wpis o wszystkim po troszku,jest już późno więc tak na szybko coś naskrobę.
Mogła bym w sumie w dzień usiąść spokojnie i napisać wszystko co bym chciała,ale NIE CHCE MI SIĘ! Wiem LEŃ ze mnie.!;)

Tak jak w tytule PRZYLATUJE MAMUSIA- już jutro !! Cieszę sie ogromnie,że będę miała Jej pomocną dłoń przy sobie,Jej rady i w ogóle.!:) Tak się już za Nią stęskniłam! I cieszę się ,że będzie przy mnie w tym ważnym dla mnie dniu - kiedy narodzi się Mój Najukochańszy i wyczekiwany Synuś~!
Chciała bym,żeby była ze mną też przy porodzie,ale gdy Ją pytałam czy będzie stwierdziła,że oszalałam he he- mówi ,że nie chce bo przypomną się Jej 3 porody, które Ona przechodziła i że nie chce patrzeć jak będę płakać lub cierpieć he he. No cóż nie będę ją na siłę nawiać-ale liczę po ciachu ,że jeszcze zmieni zdanie jak już będziemy w szpitalu. :P

Tak więc jutro po pracy Mój Damcio jedzie po przyszłą teściową na lotnisko- Mamita londuje w Londynie o 16:30 ,ale będzie musiała troszkę niestety poczekać na Damiana ponieważ On kończy pracę o 17:20 -ale zerwie się pewnie troszkę wcześniej (taką mam nadzieję) .
Mamitka będzie musiała sobie usiąść i poczekać- ale zanim zrobią odprawę itd. to też troszkę minie.....
Mam tylko nadzieję,że jakoś się odnajdą na tym lotnisku he he!
Ja niestety nie jadę  po Mamitkę, bo musiała bym jechać specjalnie do D.pracy i stamtąd się z Nim zabrać- a niestety ja już nie jestem na siłach do chodzenia, jeżdżenia itd. :/Będę czekać na Nich w domku ,zrobię jakiś obiadzio itd. i myślę,że będzie OK!

Z mamą się  śmiejemy ,że Olivier czeka na przyjazd Babci i dopiero wyjdzie na świat - no cóż zobaczymy jak to będzie! ;-)





MAMCIU CZEKAMY NA CIEBIE ! ! ! ;-)


Ajć! Będę miała swoją MAMITKĘ  ponad  2tygodnie u siebie ! ! !  <sialalala> :)
I'm happy !!!!